» W krainie tradycji: Wiosenne obrzędy – równonoc wiosenna. Echa Jarego święta
LOT Białowieża


W krainie tradycji: Wiosenne obrzędy – równonoc wiosenna. Echa Jarego święta

Wiosenna aura powoli oplata baśniową, puszczańską krainę. Już niedługo gejzer kolorów zachłannie obejmie we władanie kolejne połacie lasów, łąk i dolin rzek Narew i Narewka, nie oszczędzając przy tym maleńkich wsi i mateczek, nieruchomo tkwiących w tej szachownicy krajobrazów – ku uciesze mieszkańców.

Wiosna… Zarówno w kalendarzu przyrodniczym jak i obrzędowym daje początek nowemu życiu. Odrodzeniu przyrody towarzyszą wielkie zmiany na podwórku rodzimej tradycji. Coś unosi się w powietrzu – coś ledwie uchwytnego w kompozycji wiosennych zapachów i ledwie słyszalnego w eterze ptasiego radia – i bynajmniej to nie wiosenny wiatr jest  winien zakłóceniom. To pierwiastki sacrum i profanum, przenikanie się świata ludzi i zaświatów, odwieczna walka życia ze śmiercią – dwie  pierwotne i przeciwne, lecz uzupełniające się siły po raz kolejny ścierają się, tocząc odwieczne zapasy – z góry skazane na remis. W samym środku tego odwiecznego ringu jesteśmy my – maleńki świat każdego z nas, kultura z tradycją i obrzędami, natura.  Nowy rozdział w historii tych zmagań otwiera wiosna – i to od prawieków, kiedy to Puszcza Białowieska pozostawała jeszcze zamkniętym bastionem, zaś u jej zachodnich granic Słowianie budowali jeden z wielu grodów ( jak ten w Zbuczu na terenie gminy Czyże) oraz własną kulturę. Kulturę, której echa do dziś rozbrzmiewają w ludowej obrzędowości, chętnie zaanektowanej przez kulturę chrześcijańską. Ale po kolei. Dawno, dawno temu, kiedy to człowiek – nierozumiejący prawideł przyrody, za to od nich silnie uzależniony (Słowianie trudzili się rolnictwem), był zmuszony szukać pomocy u zmarłych przodków oraz w magicznych praktykach zapewniających przychylność w świecie magii, bóstw, duchów… Wiara w życie pozaziemskie, w magiczny świat duchowy, gdzie nic nie jest oczywiste i pewne, a losem człowieka rządzi siła wyższa  towarzyszy ludzkości od zarania dziejów. Nie dziwi więc fakt, że przez tysiąclecia jedne obrzędy pojawiały się, inne zanikały, a znakomita większość ewoluowała – chętnie importowana przez kościół, dzięki czemu przetrwała do dziś. Szczególnie duże namnożenie obrzędów zauważamy na styku pór roku. Zmiana aury silnie oddziaływała na życie człowieka. W zasadzie każda pora roku ma swój kanon magicznych praktyk, jednak te szczególne należą do Wiosny. A ich historia sięga hen w mroki dziejów – dokładnie prasłowiańskich. Półtora tysiąclecia wstecz Słowianie także radośnie witali wiosnę. Dokładnie w noc z 20 na 21 marca, w równonoc wiosenną rozpoczynały się Jare Gody i związany z nimi cykl obrzędów mających ostatecznie przepędzić ponurą zimę, powitać życiodajną wiosnę, a przy okazji zapewnić dobrobyt i urodzaj w nowym sezonie siewnym. Nie dość-  nadejście wiosny otwierało Nowy Rok. Wiosenny Sylwester? W świecie Słowian, całkowicie uzależnionych od praw przyrody, to właśnie Matka Natura wyznaczała upływ czasu. Czyniono wiec wiele magicznych praktyk, których dopełnienie miało zapewnić urodzaj i odgonić złe zimowe wiatry.  Na początek, przy akompaniamencie odstraszających kołatek, oklasków i gwizdów palono Marzannę – symbolizującą demona śmierci. W celu przepędzenia zasiedzonego w domu zła słowiańskie gospodynie domowe ochoczo przystępowały do wiosennych porządków , mężczyźni z długich witek budowali wiechy (dziś – palmy wielkanocne), którymi smagano po placach symbolicznie pozbywając się zła. Stąd nazwa zwyczaju – śmigus.  Rytuał oczyszczenia kończył dyngus czyli polewanie wodą.  Powitanie wiosny (nowego roku) nie obyło się także bez wesołych biesiad, podczas których nie zapominano i o zmarłych krewnych. Ucztowano więc i przy grobach bliskich, a najważniejszym punktem w menu były malowane jajka – symbol tajemnicy życia.  Brzmi znajomo? Współcześnie język wiosennych symboli zawarty został w świętach wielkanocnych. Tradycja chrześcijańska zaanektowała praktykowane od wieków obrzędy nadając im własną, piękną symbolikę. A i ludowa tradycja dołożyła co nieco od siebie.  Na uboczu pozostała jedynie nieszczęsna Marzanna – jej Kościół uznać mnie chciał,  ale i tak ten zwyczaj ma się dobrze.  Ale o tym (i innych ciekawostkach z historii wielkanocnej tradycji) szerzej w kolejnych opowieściach.

Katarzyna Miszczuk